Na pewno wspominałam kiedyś, że chciałabym trenować poważniej ten sport ze swoim psem, a jeśli tego nie zrobiłam, to myślę, że dało się to wywnioskować po zamieszczanych przeze mnie wcześniej filmikach. W zeszłą niedzielę (tj. 18.04.10r.) w końcu udało nam się pojechać do jednego z warszawskich klubów, a dokładniej mówiąc do Cavano.
Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to - było super! Prawdę powiedziawszy nie miałam jeszcze okazji obserwować "na żywo" "agilitujących" psów, no z wyjątkiem Tosi i naszego "pseudo agility" za domem. Oglądanie treningów, czy zawodów na filmach nie sprawia tak dużej przyjemności, jak możliwość obserwowania tego właśnie w tym momencie, kiedy to się dzieje.
Ale wróćmy do relacjonowania tamtego dnia.
Kiedy ja robiłam zdjęcia nieświadomie (mniej lub bardziej ;)) pozującym sportowcom, Tosia siedziała, leżała albo stała - ogólnie mówiąc wierciła się, piszczała i się trzęsła, była widocznie bardzo pobudzona widokiem skaczących psów i biedna musiała czekać na swoją kolej. W końcu trafiła do pożyczonego transporterka (zdjęcie wyżej), gdzie była w miarę spokojna. W miarę, ponieważ kiedy tylko pojawiłam się w jej polu widzenia, ona koniecznie musiała włączać efekty dźwiękowe ;).
W końcu przyszedł długo wyczekiwany moment. Na początku Toś miała okazję poznać się z kładką. Właściwie to wyglądało to tak, jakby znały się już od jakiegoś czasu, bo mała nie miała większych problemów z pokonaniem tej przeszkody, na tym jednak obcowanie z kładką tego dnia zakończyłyśmy. Kolejnym zadaniem Tośki było przebiegnięcie przez tunel, ale zaraz... Przecież to takie duże, długie i dziwne... To pewnie pomyślał sobie Tosiaczek, kiedy właśnie omijał tunel, zamiast do niego wbiec ;). Szybko jednak okazało się, że tunel jest bardzo fajny i nie było z nim większych problemów, nie tylko wtedy, kiedy był wyciągnięty w linii prostej, ale także wtedy, kiedy został wygięty w łuk. Z hopaniem właściwie też było całkiem ok, ale do czasu, kiedy mój rezolutny pies odkrył, że mieści się między szczeblami skrzydła stacjonaty, aczkolwiek chyba sobie z tym problemem poradziłyśmy.
Generalnie to jestem baaardzo zadowolona z Tosi! Pierwszy raz znalazła się w takim miejscu (pełno różnych psów, ludzi, zupełnie nowa sytuacja), a zachowywała się tak, jakby już wiele razy miała okazję tam być. Chyba najbardziej obawiałam się tego, że Tosia będzie miała mnie w nosie, bo w końcu było tam dużo ludzi (a nóż widelec któryś z nich ma jakieś pyszne jedzonko?), psów (a od pewnego czasu Tośka przejawiała jakieś dziwne ciągoty do innych czworonogów, kiedy na ogół je zupełnie olewa), zapaszków etc. etc. Spisała się bardzo ładnie, bez większych oporów przychodziła na zawołanie, grzecznie zostawała przed przeszkodami, nie biegała do innych zwierzaków ani zbytnio się nie zaciągała trawskiem.
Mam nadzieję, że Tosia nie będzie miała dużych problemów z nadrobieniem zaległości, bo myślę, że agility to jest właśnie "TO" i chciałabym pojawiać się częściej w takim miejscu, jak Cavano, by móc poważnie kontynuować przygodę z tym sportem!
Mieliście świetny trening,gratulację i życzę powodzenia z klubem :) !
OdpowiedzUsuńJa także życzę powodzenia w treningach :) W przedostatnim zdjęciu widać jaki macie silny kontakt ^-^
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy!
Super ! Oby tak dalej i widzimy się na jesiennych zawodach Warszawskich ! ;)
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że agilitowania szczerze zazdroszczę... ale już niedługo :D
OdpowiedzUsuń