Dzisiejszy dzień rozpoczął się od wyprawy do weterynarza. Tym razem na szczęście nie z powodu rozwalonej łapy, ani problemów z oczami czy układem pokarmowym, ale w celu zaszczepienia i zachipowania obu suczydeł. Na pierwszy ogień poszła Gina, trochę się bała, ale zachowywała się bardzo ładnie, w czasie wypełniania formalności grzecznie siedziała i czekała aż wyjdziemy. Za to przekroczenie progu gabinetu z Tośką budziło we mnie wiele obaw, ze względu na jej straszne reakcje na weterynarza (wspominane wcześniej dźwięki rodem z horroru, jakby ją mordowali). Postawiona na stolik od razu zaczęła się trząść i próbowała uciekać, na szczęście próby pożarcia weta sobie darowała, a dwóch zastrzyków nawet nie poczuła. Zestawiona na dół cieszyła się jak nigdy i chyba pierwszy raz w gabinecie, merdała ogonem, skakała, ale do weta wciąż zachowywała dystans ;). Zachipowane dziewczyny trafiły od razu do bazy Safe Animal, ale jeśli się nie mylę, to jest jeszcze kilka innych, do których można samemu wpisać swojego zwierzaka, więc będę musiała się za nimi rozejrzeć. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał okazji jeździć z którymś z moich burków, aby odczytać chip, ale lepiej dmuchać na zimne i dodatkowo je zabezpieczyć.
Wiedziałam wcześniej, że nie wrócimy od razu do domu, bo musieliśmy wpaść jeszcze w parę miejsc, dlatego zabrałam ze sobą frisbee, piłkę i trochę smaków ;). Z Giną miałyśmy okazję popisać się troszkę naszymi umiejętnościami (no dobra... bardziej to Gina się popisała, bo ze mnie wciąż kiepski miotacz dysków ;)), na twarzach naszej publiczności było widać wyraźne uśmiechy, więc wnioskuję, że się podobało. Bardziej zainteresowani pytali o to, jak doszłyśmy do danych elementów naszego "pokazu" i stwierdzili, że Tosia to taki wilczur, a Gina chart - miniaturki ;D.
W jednym miejscu Gina pracowała fajnie przy dziecku i wolno biegającym sznaucerze miniaturowym (bardzo zainteresowanym naszą piłeczką), ani jednego, ani drugiego nie chciała zjeść, więc kolejny sukces! Chłopczykowi nawet dała się pogłaskać i próbowała dawać buziaki :).
Dobrze, że zaczipowałaś swoje psiaki. Moja Sonia nienawidzi weterynarza. Ale nie reaguje nigdy agresywnie, raczej próbuje uciec, albo piszczy wniebogłosy. Super, że Gin bawiła się dyskami przy innych ludziach i psach. Musicie kiedyś pokazać się na jakichś frisbowych zawodach.
OdpowiedzUsuńMy też niedługo planujemy się udać do weta w celu zachipowania psiaka. Nie powiem, żeby Locus lubiła jeździć do weterynarza, ale na pewno nie reaguje tak jak Tośka ; ]
OdpowiedzUsuńPopisywanie się w parku? No nieźle ; )
Gratulujemy postępów!
Pozdrawiamy
L&M
Super, że widzisz progres w zachowaniu psiaków!:)
OdpowiedzUsuńMy jeszcze jesteśmy na etapie prób zjedzenia co niektórych wetów, no ale...:)
Dzielne sucze! :D
OdpowiedzUsuńŚliczne dziewczynki ♥
OdpowiedzUsuńMoja suczka także jest zaczipowana od 9 miesięcy i jak na razie nie było potrzeby odczytywania (na szczęście) i niech tak pozostanie :)
Gratulujemy wspaniałych występów ,trzymamy kciuki za kolejne sukcesy !
Pozdrawiamy właścicieli ,Ala i Czika .
Też się przymierzam do zaczipowania psów.
OdpowiedzUsuńDobrze, że sunie nie chciały zjeść weta ;)
Fudzia dostałam już zaczipowanego, gdyż bez tego nie było by mowy, aby przekroczył granicę Słowacko-Polską, a tym samym nie byłoby go ze mną. :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że widać zmiany w zachowaniu. :D
Zwłaszcza, że wizyta u weterynarza (nie mówię tu o tych "chorobowych") jest o wiele przyjemniejsza, jeżeli pies nie jest zestresowany.
No to kiedy będziecie wymiatać na DCDC? :D
OdpowiedzUsuńmój pies na szczęście kocha weterynarza :P
Nie wiem czy będziemy kiedykolwiek wymiatać na zawodach, ale jeśli nasze frizbowanie będzie nadal iść w dobrym kierunku, to może dla sprawdzenia się (i ładnych fotek ;D) wystartujemy sobie chociaż w toss&fetch. Na razie to taki baaaardzo luźny plan.
UsuńZgadzam się z Tobą! Zachęcam do opublikowania wydarzenia również u siebie! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ah! Jeszcze jedno, bo zapomniałam! :)
OdpowiedzUsuńGdzie mogę dostać takie identyfikatory, jakie posiadają Twoje pieski? Bardzo mi się podobają.
Ja kupowałam IDy w Kakadu, są grawerowane na miejscu, a ceny zaczynają się od ok. 25zł, można zamówić też na stronie, ale nie wiem, jak to wygląda w praktyce ;).
Usuńhttp://www.quicktag.pl/
Jestem z nich bardzo zadowolona, tośkowy ma już chyba ponad 3 lata i bardzo dobrze się trzyma.
Jak ma się kilka obroży, to żeby nie kupować kilku takich IDów (trochę drogo by to wyszło), można dokupić jeszcze IDholder:
http://furkidz.eu/pl/p/ID-holder/92
Jak widać na fotkach też mam i również sobie chwalę :D.
Baaardzo dziękuję za tak piękną odpowiedź!
UsuńIDholder miałam zakupić, gdy ostatnio zamawiałam tam obroże, niestety ich nie mam. Na pewno mnie to nie ominie i niebawem zabiorę się za zakup IDholder oraz tego typu IDy - są świetne.
Jeszcze raz dziękuję za pomocną odpowiedź! :)
Jak to jest że Twoje pieski zawsze mają takie czyste obroże? :D Ja muszę prać co tydzień :P
OdpowiedzUsuńPo prostu nie pokazuję tych brudnych, które czekają na wypranie :P.
UsuńSuper blog!
OdpowiedzUsuńOczywiście odwiedzam i obserwuję! ;)
Twoje psiaki są śliczne! ;)
Dobrze, że były grzeczne. ;)
Pozdrawiamy ;*
Gratulujemy postępów!^^
OdpowiedzUsuńŚliczne obróżki.
Przeglądałam wasz blog od samego początku postowania i zrobiłyście bardzo wiele postępów od tamtego czasu:)Podziwiam wasze zaangażowanie i współpracę.
Pozdrawiamy i życzymy dalszych wspaniałych sukcesów.
o i jeszcze jedno.
UsuńCo to są te czarne takie zapinane na adresówki?
To IDholdery. Zakłada się na nich adresówkę (ID), a potem przypina do obroży, można kupić tutaj:
Usuńhttp://furkidz.eu/pl/p/ID-holder/92
Wiesz, ze masz przepiękne psy? :)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że też kupie dla mojego czwonoroga identyfikator ;)
To super!
OdpowiedzUsuńU mnie to samo jest jak jestem u weta, Anu się trzęsie i chce uciekać ze stołu ale później jak zejdzie to się cieszy hahhahaa :D