Lumos skończyła 10 miesięcy, w naszym życiu zaszło wiele pozytywnych zmian, urodziło się też parę nowych kwestii do przepracowania, a ja mam całe mnóstwo przemyśleń z tym wszystkim związanych.
Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzeniem, że najgorsze już za nami. Coraz lepiej się dogadujemy, młoda trochę się uspokoiła i zapewne nie bez znaczenia było tu pojawienie się jej pierwszej cieczki w wieku około 9 miesięcy. Wreszcie potrafi zasnąć luzem w domu, nie potrzebuje do tego klatki. Mimo tego, że i tak jeszcze los rzuca nam kłody pod nogi i łapy, to w porównaniu z tym co było wcześniej, jest naprawdę dobrze, choć do ideału jeszcze daleko.
Kiedy Lumos miała kilka-kilkanaście tygodni wiele jej zachowań tłumaczyłam tym, że jest po prostu szczeniakiem. Im starsza była, tym więcej miałam wątpliwości czy to nadal dojrzewające psie dziecko, czy już diabeł tasmański ze znanej kreskówki tylko tu, w jak najbardziej żywej postaci. Okres jej 5-6 miesięcy najchętniej wymazałabym z pamięci. Lu zachowywała się wtedy okropnie, raz było trochę lepiej, a potem znów zastanawiałam się czy to już nie pora na wzywanie egzorcysty. Może to brzmieć zabawnie, ale cztery miesiące temu nie było mi do śmiechu. Na szczęście z czasem, kiedy zaczęłam lepiej rozumieć skąd wynikają nasze różne problemy, pojawiły się coraz regularniejsze postępy. Choć trochę źle to ujęłam, bo postępy były cały czas, ale przeplatane wieloma regresami, później tych drugich zaczęło być już mniej, co pozwoliło mi łatwiej dostrzec jak wiele udało nam się wypracować.
Większość problemów, z którymi przyszło mi się zmierzyć miało u Lu podłoże emocjonalne. Lumos była wulkanem skrajnych emocji, jeśli coś jej się nie podobało, była zdenerwowana to na 100%, kiedy czymś się cieszyła to też na 100%. Ciągle nad tym pracowałam, efekty pojawiały się dość wolno, ale z czasem zrozumiałam, że ona do pewnych spraw musi po prostu dorosnąć. Można bawić się z psem, można spalać miskę, można stosować korekty, ale niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć, jeśli młody mózg do tego nie dojrzeje, jednocześnie nie można też porzucać pracy z psem i liczyć na to, że z czasem wszystko naprawi się samo. Wszystko musi iść ze sobą w parze.
W tej chwili Lumos wciąż jest bardzo emocjonalna, ale dużo łatwiej mi się z nią dogadać i przekierować na mnie, choć nie zawsze mi to wychodzi tak jakbym chciała. Dla przykładu, Lumos dość długo nie aportowała. Czasami jej się to udawało, najczęściej kiedy była na smyczy, ale spuszczona luzem po wygranej w szarpanie często biegała z zabawką w pysku wte i wewte, nie chciała jej przynieść, bo bieganie było fajniejsze. Z czasem doszłam do wniosku, że sama zabawa wywołuje w Lu emocje, z którymi nie bardzo sobie radzi, dlatego spuszcza parę właśnie przez takie bieganie. Do teraz zdarzają jej się sytuacje, kiedy nie radzi sobie z czymś do końca i nagle zrywa się, robi parę rundek i wraca, nawet nie musi mieć zabawki, po prostu biega ile ma sił w łapach. Najczęściej robi tak, kiedy w nadmiarze towarzyszą jej pozytywne emocje. Pracuję nad tym, żeby zmienić to zachowanie na inne. Podobnie jak w przypadku jej reakcji, kiedy coś ją negatywnie przytłoczy, zestresuje. Wtedy częściej odpływa w środowisko, zawąchuje się, wyrywa trawę (wcześniej na potęgę żarła dosłownie wszystko, kiedyś już o tym wspominałam), ciągnie na smyczy albo... idzie spać.
Lumos bardzo długo nie potrafiła odpoczywać w domu poza klatką, dlatego spędzała w niej sporo czasu. Kiedy przebywała luzem w domu ciągle brała coś do pyska, wszystkich zaczepiała albo non stop biegała/skakała. Była nieznośna. Nie miało znaczenia czy wcześniej była na spacerze ani to jak on wyglądał. Co ciekawe, w obcych miejscach Lu dość łatwo usypiała. Początkowo cieszyło mnie to, w końcu to chyba fajne, że szczeniak potrafi odpocząć w różnych miejscach, prawda? Dopiero z czasem dotarło do mnie, że ona tak reaguje na stres, kiedy wszystkiego jest za dużo, Lu po prostu się tak wyłącza. Oczywiście nie w każdej sytuacji jej sen oznacza, że sobie z czymś nie poradziła, da się to ocenić jedynie kiedy zna się cały kontekst.
I tu chcę już powoli przejść do końca. Zawsze kiedy ktoś rozmawiał ze mną o Lu szczerze opowiadałam o tym nad czym aktualnie pracujemy etc. ale po spotkaniu na żywo okazywało się, że to zupełnie inna suczka, a ja przesadzam. Nie da się ocenić psa po epizodycznej sytuacji, tym bardziej kiedy jest on cały czas pod kontrolą przewodnika i nie dzieje się nic, co wywołuje w nim złe reakcje. A czasem te reakcje są, ale jeśli ktoś nie zna psa, nie potrafi odczytywać jego sygnałów, to nawet nie zwróci uwagi na to, że zwierzę właśnie toczy w głowie jakąś walkę.
Poniżej wrzucam filmik z okresu od około 4 do 10 miesięcy Lu. Nie miałam zbyt wiele materiałów z czasu, kiedy była ona młodsza, bo byłoby to głównie zdejmowanie młodej z mojego rękawa, wyjmowanie jej dziwnych rzeczy z pyska albo próby zwrócenia na mnie uwagi, co generalnie dość trudno robi się jedną ręką. Te czasy dla bezpieczeństwa nagrywałam głównie w domu i ogródku, żeby kiedyś popatrzeć sobie na tą puchatą kulkę nie tylko na zdjęciach. Za to jest tu parę klipów, które oglądam z niemałą satysfakcją, np. moment, kiedy mała Lu przerwała zabawę ze mną, bo trochę zlękła się pani na rowerze, ale potem przybiegła do mnie z powrotem z szarpakiem, byłam wtedy najdumniejsza na świecie.
Boże, ona jest taka śliczna! Mega podobają mi się border collie. :D Ja z moją Pandą też miałam spore przeboje jak była młodsza. ;) Nadal zresztą mam, bo chociaż niedługo skończy dwa lata to wciąż z niej wulkan energii. :D
OdpowiedzUsuńPrzy porannej kawie
Niestety ich wygląd jest bardzo zdradliwy. Z pozoru to takie miłe, urocze istoty, a w rzeczywistości przebiegłe gadziny. Jestem pewna, że gdyby Lu trafiła w ręce kogoś, kto ciągle ulegałby jej urokowi, to nie skończyłoby się to dobrze, zresztą mam tego żywy obraz, kiedy czasem zostawiam ją pod opieką kogoś z rodziny :P.
UsuńPieski - wulkany są fantastyczne, ale jak się je już opanuje :D.
Muszę powielić poprzedni komentarz, śliczny piesek, ale też zdjęcia zasługują na uznanie. Od zawsze podobały mi się Border Collie, jednak ostatecznie zdecydowałam się na Golden Retrievera.
OdpowiedzUsuń